Powered By Blogger

niedziela, 20 lipca 2014

Prolog

"(...)usta zamykają się wtedy, gdy mają do powiedzenia coś ważnego"
Paulo Coelho, Czarownica z Portobello

   Strzały z pistoletu oddawane jeden po drugim i stukot szybkich kroków na asfalcie. Jedyne dźwięki słyszalne na mrocznej drodze wijącej się wzdłuż starej, jeszcze zamieszkiwanej dzielnicy. Wydawało się niemożliwe, że ludzie nie słyszeli padających kul. Na pewno ukryli się w zaciszu swoich domów, aby nie narażać się na niebezpieczeństwo. Nikt nie pomyślał nawet o wezwaniu policji. Nie przyjechałaby na czas, jeśli w ogóle miałaby zamiar rozeznać się w sprawie.
 Okolica była dość nieprzyjemna. Księżyc i gwiazdy nie świeciły tak mocno jak poprzedniej nocy, dlatego w mroku nie można było niczego dostrzec. Zimne powietrze parowało pod wpływem ciepłych, niepokojących oddechów. Upiorne, potężne, rozgałęzione drzewa, które za dnia zdawały się pobudzać w ludziach spokój i harmonię, teraz stawały się koszmarem szepcącym ciche, niewyraźne, ale przerażające słowa. Poniszczone kontenery na śmieci stały nienaruszone po obu stronach ulicy, mieszcząc w sobie setki odpadów, a białe róże leżały obok nich. Białe i czyste, stające się częścią historii, która ciągnęła się przez całe lata.                                                     
W ciemności zamajaczyły dwa kształty. Pierwszy bez reszty pochłonięty biegiem, drugi powoli stawiający kroki na śliskiej od deszczu powierzchni. Huk jaki wydawały strzały wreszcie ustał, ale na jego miejscu pojawił się głośny, szyderczy śmiech.  
 -Jesteś martwy!-krzyknęła zupełnie przystająca postać zamaskowana mrokiem.-Zabiję cię tak samo jak zrobiłem to z nią.
 Biegnący nawet nie próbował się obejrzeć. Wiedział, że jeżeli to zrobi nie powstrzyma się przed atakiem na ścigającego, Kara mogła okazać się za duża. Zapłaciłby życiem, oddając się prosto w ręce śmierci. Zatrzymując łzy cisnące się do oczu, próbował ułożyć plan. Nie mógł dłużej poruszać się do przodu, ponieważ strzał przebił mu lewe ramie. Wylew krwi był bardzo intensywny, dlatego nie dało się go szybko zatamować. Musiał odpocząć i wpoić do głowy, że ból fizyczny nigdy nie będzie silniejszy niż psychiczny Jednak niemożliwe było, by w to uwierzył. Postanowił przebiec jeszcze parę metrów, a potem niezauważony dostać się do kryjówki, w której ukrywał się wcześniej. Nie miał innego wyjścia,musiał zaryzykować. Potykając się o własne nogi wybiegł zza zakrętu, aby czym prędzej zawrócić. Starał się iść szybko, ale ostrożnie. Nie poradziłby sobie teraz w walce. Wykończenie i rozdzierający ból nie pozwoliłyby na to.
Dotarłszy na miejsce i upewniwszy się, że prześladowca zniknął, powoli osunął się po ścianie obok metalowych kontenerów.  
 -Przysięgam-pomyślał, przyglądając się czemuś w mroku-nie odpuszczę. Podniósł rękaw i spojrzał na bliznę okalającą nadgarstek. Swoim wyglądem przypominała przekrzywioną cyfrę cztery. Grube linie musiały zostać zrobione jakimś ostrym nożem lub kanciastym kamieniem. Łzy momentalnie potoczyły się po jego zimnych policzkach. Mocno zaciskając zdrową rękę na ramieniu podniósł się z miejsca, podszedł do kontenera i wydobył z niego widziany niedawno w ręku zabójcy srebrny rewolwer. Trzymając przedmiot w dłoniach poczuł furię, która momentalnie wezbrała w jego zmarziętym, drżącym ciele. Kilkakrotnie obrócił rewolwer, tak aby przyjrzeć mu się w ciemności, po czym odrywając na chwilę prawą rękę od rany, włożył go za pasek spodni. Dlaczego to zrobił? Dlaczego go nie wyrzucił? Wszystko było przecież takie oczywiste.  Po dłuższej chwili spędzonej na przemyśleniach, wyciągnął latarkę i świecąc na koszulę przyjrzał się plamom krwi, które z każdą chwilą stawały się coraz ciemniejsze.   Zastanawiał się czy owa jest jego. Z powrotem legł na ziemi, biorąc do ręki jedną z róż. Białych, czystych róż, którym przyglądał się wcześniej w niezwykłym skupieniu. Splamił ją krwią. Swoją i jej. Naznaczył tak jak kiedyś naznaczono jego. Z ust wyrwał mu się ledwo słyszalny jęk.
-Śpij-powiedział do siebie cicho -przeznaczenie wybrało za ciebie.
 Przed oczami rannego zapanowała ciemność, która powinna wzbudzić jeszcze większy strach niż dotychczas. Jednak jemu wydawała się kojąca. Poczuł niewiarygodną ulgę. Martwił się, że nie powinien tak się czuć, ale po chwili wszystkie zmartwienia zniknęły w najdalszych i najciemniejszych zakątkach umysłu. Świat znowu wydawał się cichy i niczym nie zmącony, a krwawa róża zsunęła się na swoje dawne miejsce obok innych, jeszcze białych i czystych.



    "Ludzie uciekają przed śmiercią bojąc się najgorszego.    
  Ja podążam w jej stronę z uśmiechem, aby zawrzeć układ."

1 komentarz:

  1. Cześć, chciałabym zaprosić Cię do zgłoszenia swojego bloga do katalogu Spisu Opowieści. Możesz tam także znaleźć lekturę dla siebie!

    SPIS-OPOWIESCI.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń