Powered By Blogger

sobota, 20 września 2014

3

Biała pierzyna pokryła jakby cały świat w jedną, mroźną noc. Otuliła krzaki, korony drzew, pola i drogi. Opadła na tysiące domów i bloków mieszkalnych.
Jess wpatrywała się z zamysłem w widok za oknem, nawijając
przy tym jasne kosmyki włosów na palec.
Słońce dawno wzeszło, a na niebie nie było widać ani jednej, ciemnej chmury.
Upiła łyk owocowej herbaty. Gorąca fala momentalnie rozlała się po wnętrzu dziewczyny, rozpalając do czerwoności jej blade policzki . Tego właśnie potrzebowała. Spokoju, ciepła i ładnego widoku.
Spojrzała przez ramię o czymś sobie przypominając. Oderwała się od okna i zasunęła czerwone zasłony.
Podeszła do komody znajdującej się po drugiej stronie pokoju. Opadła na kolana, po czym zaczęła otwierać kolejno szuflady. W pierwszej i drugiej nie znalazła niczego oprócz ciasno poukładanych ubrań. Trzecia skrywała tylko bieliznę i tajną skrytkę na pieniądze oraz drogą biżuterię. Jess wiedziała, że nie jest to idealny schowek na tak cenne przedmioty, ale jeżeli nie powinna wkładać ich tam... to gdzie?
Otworzyła czwartą, brązową szufladkę.  Od razu rzucił jej się w oczy mały, czarny telefon.
Wzięła go do ręki, próbując przypomnieć sobie kiedy ostatni raz z niego korzystała.
- Szmat czasu, stary przyjacielu - pomyślała, obracając w dłoniach sprzęt elektroniczny.  Nacisnęła przycisk włączający i czekała aż na ekranie pojawi się logo firmy blackberry.
- No tak, zapomniałam, że z ciebie taki gruchot - burknęła kpiąco.
Po około pięciu minutach ukazała się kolorowa tapeta.  Jess zamarła widząc uśmiechającą się do niej zakochaną parę. Zaciskając szczękę powiodła klawiszami do skrzynki na wiadomości.
Gwałtownie wciągnęła powietrze, gdy ujrzała nazwę pierwszego rozmówcy.  Zdała sobie sprawę, że telefon nie był uruchamiany przez kilka miesięcy.  Patrząc na datę ostatniego połączenia, przez dokładnie cztery.
Jak to możliwe.  Jak można odłączyć się od świata na tak długi czas, nawet nie zdając sobie z tego sprawy? Wydawało się to wręcz nielogiczne.
Nacisnęła wiadomości z rozmówcą: HoneyCas.  Z trudem powstrzymywała wymioty.
- Nie czytaj tego - mówiły jej myśli. - Nie czytaj.
O dziwo posłuchała ich. Usunęła tą rozmowę, jak również wszystkie inne. Usunęła połączenia, zdjęcia, a nawet notatki i wydarzenia zapisane w kalendarzu.
Uśmiechnęła się do siebie, zadowolona z własnych poczynań.  Już miała usunąć kontakty, gdy rozbrzmiał dźwięk przychodzącego sms'a.  Słysząc ten upiorny dzwonek, nie mogła uwierzyć jaką osobą kiedyś była. Wsłuchiwała się jeszcze przez chwilę w miarowe oddechy i zmysłowe szepty.
-Mmm, kocham cię Jess.
- Też cię kocham Lucas.
Uderzyła się w czoło błagając żeby był to sen, z którego zaraz się wybudzi. Jednak w duchu wiedziała, że jest to niemożliwe.
Chwyciła telefon drżącymi rękoma i odczytała na głos adresata wiadomości.
,,HoneyCas,,
Poczuła jak w jej ciele wzbiera wściekłość.  Szybko usunęła sms'a i kontakty. Nie mogąc się opanować, trzasnęła telefonem o kremową ścianę. Dlaczego sms-y przychodzą po włączeniu komórki?
Przeczesała palcami włosy, czując wilgoć pod powiekami.
- Nie, nie. Tylko nie to. Przecież...  przecież ostatnio już o tym myślałaś. Pamiętasz? To tylko myśli ginące w podświadomości człowieka.. Opanuj się. Opanuj. Chyba potrafisz to zrobić - umysł Jess nie chciał dopuścić do niepotrzebnego cierpienia. Jednak przez całe ciało przechodziły  drgawki.
Szybko wygrzebała z ostatniej szuflady notes, na którym jej najbardziej zależało i zalana łzami wyleciała z pokoju, chcąc poradzić się Luke'a.    


Schody zaskrzypiały, gdy Jess postawiła nogę na ostatnim stopniu. Dziewczyna udała się w stronę łazienki, chcąc trochę ochłonąć. Przemyła twarz zimną wodą i spojrzała w lustro. Ujrzała blondynkę o delikatnych rysach twarzy i malinowych ustach.  Czerwone rumieńce zdobiły jej bladą twarz.
Wyglądała tragicznie. Jak dziecko, które płakało przez całą noc za nieistniejącą zabawką.
Jeszcze raz przemyła piwne oczy i  udała się do salonu. Luke krzątał się po pokoju, a ogniste iskierki podskakiwały w piecyku.
- Wiesz .. - zaczęła dziewczyna, przekraczając próg. - Czasami są takie chwile, które tak naprawdę trudno określić. Znasz to uczucie, kiedy zbiera ci się na płacz, ale nie płaczesz, chcesz coś powiedzieć, uśmiechnąć się, ale nie jesteś w stanie tego zrobić Po prostu nie możesz i już.
- Cóż, w życiu tak bywa - odparł Luke.
- Dzięki za pomoc - burknęła Jess. - Jesteś najbardziej pomocnym bratem na świecie- dodała z nutką ironii w głosie.
- Śpieszę się, zaraz mam spotkanie w sprawie pracy.
- Widzę. W zwykły dzień nie ubierałbyś garnituru i muchy - usiadła na skórzanym fotelu. - Radzę ci jednak ubrać krawat. Myślę, że to będzie odpowiedni dodatek na rozmowę.
Luke przeczesał szybko włosy. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i zaczął szybko rozwiązywać kokardę.
- Wracając do wcześniejszego tematu..
- Skończ już - skwitował chłopak.
- Dlaczego nie chcesz mi pomóc? Przecież wiesz ile przeszłam - Jess wydawała się nie zwracać uwagi na pośpiech brata.
- Cholerny krawat! - krzyknął w końcu zdenerwowany.- Dlaczego wszystko musi być takie popieprzone!
- Słuchasz mnie w ogóle? - dziewczyna nie odpuszczała.
Nagle Luke poczerwieniał na twarzy,jakby ktoś wylał na niego wrzącą wodę. Jess wstała i odsunęła się od niego instynktownie, starając się nie patrzeć w jasnozielone oczy zachodzące czarną mgłą.
- Przestań wciąż narzucać mi swoje, melancholijne życie, rozumiesz? Mam dość słuchana o twoich problemach..
Nie, źle to ująłem. Mam po dziurki w nosie zadręczania się twoimi trudnościami, kiedy próbuję przezwyciężyć własne.
Dziewczyna nie mogła uwierzyć własnym uszom. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, żeby Luke wpadł w taką złość. Cofając się jeszcze krok w tył, otarła plecami o drewnianą szafkę.  Poczuła jak jej oczy zapełniają się łzami. Zaczerpnęła powoli powietrza i odetchnęła, aby móc w spokoju prowadzić dalszą dyskusję.
- Luke, ja... - zaczęła, jednak chłopak nie wykazywał chęci na dalszą wymianę zdań. Popatrzył w oczy siostry. Odsunął się i ponownie zabrał głos.
- Znowu płaczesz? - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Mam dość. Po prostu teraz wyjdę i wrócę, kiedy ochłonę. Może rozmowa kwalifikacyjna dobrze mi zrobi.
Jess obserwowała jak szatyn bierze płaszcz i ubiera błyszczące lakierki, po czym wychodzi zatrzaskując za sobą drzwi.
Blondynka popędziła do swojego pokoju, karcąc się w duchu za ponowne okazanie słabości. Trzymała swój zeszyt w dłoniach tak mocno, że aż pobielały jej kostki. To dziwne, ale idealnie kontrastowały z czarnym notatnikiem.
 
                                                         ***

"Płatek opadał powoli, kołysząc się to w jedną, to w drugą stronę.
Tańczył w powietrzu ruszany przez wiatr - ciepły, lecz zimowy.
Próbował się zatrzymać, zawisnąć w przestworzach.
Jednak czas mijał nieubłaganie, nie dając nawet chwili na przemyślenie wszystkiego od początku...
Płatek opadał, ponieważ jego czas na kwiecie, dobiegł końca."

 Jess zamknęła notatnik i odłożyła go na miejsce. Dochodziła pora obiadowa, a ona miała jeszcze masę rzeczy do zrobienia.  Najgorsze było to, że powoli zbliżał się termin oddania prac maturalnych. Musiała w końcu zacząć o tym myśleć. Czas wolny nie mógł trwać wiecznie. Nie chciała przecież skończyć jako niewolnik, zmuszany do codziennego mycia łazienek. Podeszła do szafy i wyciągnęła ciemnozielony sweter oraz jeansy. W pośpiechu zdążyła się przebrać, umyć zęby i uczesać. Porwała szkarłatny płaszcz i wybiegła na mroźne powietrze. Skierowała się w stronę miasta, lecz przy wyjściu na drogę główną skręciła w prawo. Nie miała zamiaru tonąć wśród tłumu ludzi. Wreszcie jej oczom ukazał się mały, pomalowany na żółto sklep. Powoli wczołgała się do pomieszczenia, chwaląc w myślach wynalazek jakim okazał się grzejnik.
- Dzień dobry - wymamrotała cicho, mając nadzieję, że nikt z klientów nie zwróci na nią uwagi. Podeszła do lady i nacisnęła na srebrzysty dzwonek. Ze schowka wychyliła się głowa mężczyzny.
- Minutkę!
Jess podparła podbródek na dłoni, oczekując na obsługę.
- Witam! - rozległ się wesoły głos, którego właścicielem był otyły wąsacz z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy. - W czym mogę pomóc?
- Potrzebuję dwa duże zeszyty, ciekawą papeterię i stos czarnych długopisów. No i oczywiście pióro - zaszczebiotała dziewczyna, nie potrafiąc odpędzić radości, która zagościła w jej sercu.
 Miło, że na świecie można znaleźć jeszcze takich charyzmatycznych ludzi - pomyślała.
- Zaraz przyniosę. Jestem Brody, a panienka jest..?
- Nazywam się Jess - odwzajemniła promienny uśmiech staruszka.
- Niech panienka poczeka - powiedział pospiesznie i udał się do maleńkiego magazynu .
Jess odeszła od kasy, aby przyjrzeć się różnorodnym, kolorowym zeszytom. Podniosła wzrok w momencie, gdy do sklepu wszedł wysoki chłopak.
Dziewczyna zamarła, widząc znajome ciemne włosy, które mogła oglądać ostatnio pod palcami  rudej partnerki.  Spuściła wzrok, modląc się, żeby jej nie zauważył. Jednak było to niemożliwe. Chłopak odchrząknął i zwrócił na nią swe niebieskie oczy. Jess złapała jego spojrzenie.
- Cześć - usłyszała po chwili. Wydawało jej się, że zaraz zemdleje, a świat pochłonie biała poświata.