- Jess, otwórz drzwi.
Cisza.
- Jess, otwórz te drzwi!
Cisza.
-Jess, otwieraj te pierdzielone drzwi!
Szelest.
Luke od kilku minut wpatrywał się w zamknięte, masywne drewno swoimi jasnozielonymi oczami, próbując opanować furię wzbierającą w jego ciele.
Za każdym razem mu to robiła. Za każdym razem, walcząc ze swoją słabością zamykała się w pokoju i piła whisky. Za każdym razem, gdy działo się coś złego, Luke musiał pogodzić się z własnym losem, aby ratować siostrę w potrzebie. Nawet kiedy Blaise umarła, Jess nie pozwoliła mu się porządnie wypłakać. Wciąż potrzebowała pomocy, jakby była za słaba, żeby poradzić sobie sama.
Te wszystkie sytuacje były głównymi powodami do jego przeprowadzki. Chłopak nie mógł znieść męczącej, wręcz boleśnie kującej go od środka atmosfery panującej w domu, jednak ... nigdy nie był stanie obarczyć winą Jess. Niewinną, małą osóbkę, która jeszcze w tym miesiącu uzyska pełnoletność. A była połowa stycznia. Połowa najzimniejszego miesiąca w roku.
Luke zaczął z całych sił napierać na drzwi. Napinając mięśnie raz po raz uderzał o nie ciałem i pięściami, prosząc żeby ustąpiły. Przerywając na chwilę ofensywne działania, zaczerpnął trochę powietrza. Ze spokojem oglądnął swoje poranione knykcie, po czym wytarł krew w biały podkoszulek. Klatka piersiowa chłopaka unosiła się stopniowo z każdym wdechem i wydechem.
-Jeśli zaraz nie wyjdziesz, odjadę - jego donośny głos rozniósł się echem po ciemnym korytarzu.
Spojrzał na srebrną klamkę powoli osuwającą się na dół pod wpływem czyjegoś nacisku.
Czekał na jakiekolwiek dźwięki wywołane przekręceniem klucza, ale żadne trzaski i skrzypnięcia nie nastąpiły. Chowając twarz w dłonie, przypomniał sobie szelest, który rozbrzmiał po jego wcześniejszych krzykach...
Niepotrzebnie atakował otwarte drzwi!
-Odejdź - klamka z powrotem niepewnie podniosła się w górę. Zupełnie jakby nie wiedziała czego spodziewać się po swojej właścicielce.
- Jess! Nie mogę zostawić cię samej. Doskonale o tym wiesz. Porozmawiajmy. W końcu jestem twoim bratem.- odchrząknął. - Zawsze możesz na mnie liczyć, nawet w najtrudniejszych sytuacjach
- Nie potrzebuję pocieszenia. Jest dobrze. - dziewczyna próbowała przybrać najpewniejszy ton, na jaki było ją stać, ale lekkie drżenie jej głosu zapewniło Luke'a, że nic nie jest w porządku.
- No dalej, otwórz drzwi - Luke ani śnił się poddać.- Zawsze możesz wypłakać się w moich ramionach - chociaż nikogo nie było na korytarzu, uśmiechnął się zawadiacko i poruszył znacząco brwiami.
- Co ty wyprawiasz? - reakcja Jess uświadomiła chłopakowi jego wpadkę. Musiała wyjść z pokoju zanim wykonał gesty, dzięki którym nie potrafiła powstrzymać uśmiechu wpełzającego na malinowe usta.
- Niezręczna sytuacja - Luke uniósł lekko prawy kącik ust.
Jess przewróciła oczami.
- Wchodź - pociągnęła brata za rękę, aby wprowadzić go do swojego pokoju.
- Masz może whisky? - zapytał zatrzaskując za sobą drzwi.
***
Jess wstała z podłogi otrzepując ubranie z kurzu. Spięła swoje długie blond włosy w koński ogon i udała się do łazienki. Luke bacznie obserwował ją spod przymrużonych powiek.
- Chyba już dość braciszku, nie sądzisz? - uśmiechnęła się do niego po powrocie.
- No. Może.. chyba tak - wybełkotał.
- Dobra, pora wstawać - Jess podeszła do Luke'a i chwyciła go za nadgarstki, aby pomóc mu się podnieść. Chłopak nie protestował. Energicznie stanął na równe nogi, w skupieniu przyglądając się zaciągniętym na okno zasłonom. - Chyba przyda się trochę światła - mruknął.
Od jakiejś godziny siedzieli razem w pokoju jedząc ciastka i popijając alkohol. Nie do wiary, że dał się w to tak łatwo wciągnąć.
- O czym myślisz? - głos blondynki przebił się do jego umysłu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zastygł w bezruchu przy oknie.
- O nas - zaczerpnął głęboko powietrza, kiedy uchylając lekko szybę do pokoju wdarł się orzeźwiający wiatr. - Myślisz, że wszystko się ułoży? Nie mogę znieść myśli, że zostaliśmy sami. Kiedyś skończą się pieniądze, a my będziemy musieli sobie poradzić. Boję się, tego co ...
- Tak wiem.- Jess przerwała mu szybko wiedząc co chce powiedzieć. Potrząsnęła lekko głową, próbując rozjaśnić umysł. Musiała myśleć trzeźwo. Szybko jednak skarciła się w duchu. Jak może myśleć trzeźwo skoro jest pijana? Zamęt w głowie sprawił, że zebrało się jej na wymioty. Nie mogąc dłużej znieść uczucia miażdżącego ją od środka postanowiła wyjść. Podeszła do wieszaka stojącego w kącie pokoju i ściągnęła z uchwytu niebieski płaszcz. Odnalazła w rękawach czarne rękawiczki, szalik i czapkę, po czym spojrzała przez okno. Na zewnątrz panował mróz. Zima tego roku była ciężka. Dokładnie taka sama jak kilka lat temu. Jess próbowała powstrzymać napływające wspomnienie. jednak nic nie mogła poradzić.
Szła leśną dróżką otoczoną licznymi drzewami i krzewami. Jej małe stopy podążały za - jak jej się wtedy wydawało - stopami olbrzyma. Uśmiechnięta wyobrażała sobie, że jest księżniczką szukającą zaginionego brylantu. Naraz stanęła jak wryta spoglądając przed siebie. Ujrzała swojego ojca, który również przystanął.
Wzrokiem małego dziecka podążyła dalej i spostrzegła jeża marznącego z zimna. Zakryła usta dłonią, czując jak w oczach wzbierają się jej łzy.
- Tatusiu.. on.. jest mu zimno - wyszeptała nie chcąc spłoszyć zwierzęcia.
- Cii - Greg popatrzył na nią tymi swoimi bladozielonymi oczami przykładając palec do ust. Jess zobaczyła, że tatuś próbuje zbliżyć się do jeża. W końcu zdjął kurtkę i chwycił nią zwierzątko.
- Tatusiu, nie będzie ci zimno? - zapytała podziwiając odwagę swojego opiekuna.
Spojrzał na nią z uśmiechem.
- Ściągnij kurtkę - zdumiona wykonała polecenie. - Teraz położę go na niej. - wskazał na jeża. - Dobrze?
Dziewczynka nie mogła uwierzyć w to co się właśnie działo. Energicznie pokiwała głową, czekając na czyn ojca. - Mamusia o niczym się nie dowie - pomyślała szczęśliwa.
Gdy stanęli w progu domu przywitał ich zapach świeżego dżemu z malin. Poszli do kuchni i ujrzeli Blaise z Lukiem przygotowujących przysmaki na kolację.
- Długo was nie było - powiedziała wtedy, po czym spojrzała na czerwoną od zimna twarzyczkę Jess. Jej wzrok powoli opadł na jeża, który znalazł ciepło w puchowej kurtce blondynki. Już miała skarcić męża i córkę za bezmyślne rozebranie się na lodowatym dworze, ale spostrzegła, iż oboje są uśmiechnięci i zadowoleni. Spojrzała więc tylko znacząco na Greg'a, który uniósł brwi.
- Jak go nazwiemy?- zapytał Luke nabierając na palec odrobinę dżemu.
- Kolczak - odpowiedziała Jess.
Blaise uśmiechnęła się i pocałowała rodzeństwo w czubki głów.
Blondynka nagle się otrząsnęła. W uszach ciągle brzmiał jej dźwięczny głos matki ,,długo was nie było,,. Nie przypuszczała, że będzie tak długo pamiętać to wydarzenie, biorąc pod uwagę jej bardzo młody wiek.
Oderwała spojrzenie od okna. Odwracając się poczuła na sobie oddech Luke'a.
- Wyjdź, to ci lepiej zrobi - zauważyła jego zatroskaną minę. Czyżby wiedział o czym myślała?
Przetarła dłonią twarz i poczuła na ustach słony smak łez. Nawet nie zauważyła, że płacze.
Luke objął ją z czułością. Po kilku sekundach nieruchomego stania, dziewczyna oderwała się od brata i podążyła w stronę drzwi.
- Ja.. - zająknęła się. - Wrócę niedługo.
Luke uśmiechnął się litościwie. - Nie musisz się spieszyć.
Po chwili usłyszał zatrzaskujące się za siostrą drewniane drzwi.
Blondynka kroczyła śnieżnymi zaspami, nie dbając o śnieg wsypujący się do jej ocieplanych butów. Z niepokojem obserwowała kołyszące się na wietrze drzewa i słuchała śpiewu ptaków. To niewiarygodne, że nawet w takie mrozy próbowały rozweselić człowiekowi dzień. Słysząc szelest liści, mimo woli odwracała się sprawdzając czy nikt za nią nie idzie. Czuła się jak idiotka. Przecież nigdy nic złego jej nie spotkało, dlaczego miałoby spotkać ją teraz? Zadawała sobie to pytanie przez całą drogę do celu. Kiedy wreszcie dotarła do zamarzniętej rzeki wypuściła długo wstrzymywane powietrze. Widok słońca odbijającego się od lodu okalającego wodę sprawił, iż poczuła się bezpiecznie. Zamknęła oczy wsłuchując się w szum wiatru. Czuła, że w końcu uwolniła się od nietrzeźwości. Już miała usiąść i przemyśleć całe swoje życie, gdy z drugiego końca rzeki usłyszała przyjemny śmiech. Szybko schowała się za skałę, próbując dojrzeć coś z oddali. Na brzegu stała uśmiechnięta para. Brązowowłosy chłopak obejmował w pasie szczupłą, filigranową dziewczynę.
,, Ruda piękność,, śmiała się pod wpływem łaskotek ukochanego.
Jess obserwowała ich z zaciekawieniem, wiedząc, że nie powinna.
- Ciekawość zawsze wygrywa z powinnością - pomyślała i odgarnęła kosmyk włosów z czoła.
- Puść mnie! - krzyknęła towarzyszka chłopaka. Jess zlustrowała go wzrokiem, wzdychając ciężko. Z daleko nie mogła dojrzeć jego twarzy, a ciało było starannie ukryte pod grubą warstwą ubrań. Jedyne co mogła dostrzec to ciemne włosy rozwiane przez wiatr. Przyłapała się na dokładnym oglądaniu jednego z kosmyków, podążającego w przeciwnym kierunku niż inne. Kosmyk po chwili zmienił kurs i zrównał się z pozostałymi. Okazało się, że blada dłoń jego partnerki rozczesuje palcami miękką - jak się wydawało- czuprynę nastolatka.
Para wyglądała na bardzo młodych. I zakochanych .. - Jess nie ukrywała zażenowania.
Jej wzrok jeszcze raz podążył w dobrze już znanym kierunku, ale nie uchwycił niczego nowego.
Jess wstała, kręcąc ścierpłymi nogami. Zaczęła wycofywać się z kamienistej ,,plaży,, wkraczając w bezkres mieszanych drzew, gdy niechcący nadepnęła na osamotnioną gałązkę. Zaklęła pod nosem. Uniosła piwne oczy, spodziewając się drugiego spojrzenia ze strony przybyłych. Żadne z nich nie luknęło w jej stronę.
- Uff - bąknęła czując ulgę. Wreszcie odwróciła się i pobiegła przez las radosna ze swojego szczęścia. Nie miała pojęcia, że jedno z partnerów obserwowało ją, aż do chwili gdy znikła w gąszczu drzew.